A może rzucić to wszystko i jechać… na Roztocze?
Winnice, pasieki, meteoryty, dawna polska wielokulturowość – z tego składały się nasze tegoroczne wakacje. Było przepięknie, z wielką przyjemnością opisałabym (gdyby tylko czas na to pozwolił) wszystkie odwiedzone przez nas wioski i miasteczka oraz fascynujących ludzi, których tam spotkaliśmy.
Lecz właśnie to miejsce całkowicie nas zaskoczyło, nie spodziewaliśmy się go. Przemiła dziewczyna z lubelskiego Centrum Informacji Turystycznej poświęciła mi niemal piętnaście minut, lecz o tym nie wspomniała ani słowem (!?). A pytałam przede wszystkim o atrakcje dla dzieci!
Panie i Panowie, a w zasadzie – Dziewczynki i Chłopcy – oto Rezerwat Dzikich Dzieci.
Gwoli wyjaśnienia – Lublin znajduje się już poza Roztoczem, na północ od Roztoczańskiego Parku Narodowego. Był to przedostatni przystanek odcinek naszej wakacyjnej trasy.
Rezerwat Dzikich Dzieci wymyśliła oraz prowadzi ekipa pasjonatów z Pracowni Sztuczka, która funkcjonuje w ramach Centrum Kultury w Lublinie. Rezerwat bazuje na koncepcji Adventure Playground, której istotą jest nieszablonowa, nieskrępowana zabawa na świeżym powietrzu, przy wykorzystaniu najprostszych elementów. Istotne jest to, że dorośli stworzyli to miejsce, nadali mu ramy, ale to do dzieci należą decyzje w co się bawimy, jak się bawimy, jak wygląda ta przestrzeń, bo to dzieci ją kształtują.
Co warto podkreślić, wstęp do rezerwatu jest bezpłatny.
Przestrzeń podzielona jest na dwie części: Otulinę, do której dostęp mają wszyscy, niezależnie od wieku (także rodzice), oraz Rezerwat Ścisły, do którego można wejść mając od 7 do 15 lat. Przedstawiciele naszej ekipy byli za młodzi lub zbyt starzy, dlatego nie możemy Wam pokazać zdjęć z tego terenu, bo po prostu ich nie mamy :(
Nad bezpieczeństwem dzieci czuwają przeszkoleni Strażnicy Zabawy tzw. Playworkerzy. Nie ingerują w zabawę, lecz czuwają, aby nikomu nie stała się krzywda.
A wydawać by się mogło, że o krzywdę nie trudno. Młotki, piły, gwoździe, deski… Nie, nie plastikowe i tępe odpowiedniki. Prawdziwe gwoździe. Gdy w pierwszej chwili zobaczyłam te narzędzia w rękach mojego trzylatka (z natury delikatnego i wrażliwego dziecka), zamarłam. Ale po dłuższej chwili już tylko przyglądałam się z dumą, jak wspaniale sobie z nimi radzi.
Błotna kuchnia, ogromna perkusja, hamaki i cała masa innych atrakcji spowodowała że zmieniliśmy plany i zamiast spędzić w Rezerwacie godzinę, zostaliśmy tam aż do zamknięcia bram i po prostu wróciliśmy z wakacji o jeden dzień później.
Urzekające jest to, że rezerwat przyciąga dzieci niezależnie od możliwości finansowych rodziców, ich pomysłowości, zaangażowania. Starsze dzieciaki przychodziły tam same, bez opiekunów, a pod wieczór, tuż przed zamknięciem rezerwatu umawiały się na wspólną zabawę kolejnego dnia. Zamiast siedzieć w smartfonie czy włóczyć się po ulicy, mogą tam przyjść i sensownie oraz kreatywnie spędzić czas.
Różnorodność wśród osób odwiedzających Rezerwat jest fascynująca. Byłam świadkiem, gdy przyszła tam pewna bardzo elegancka mama, pięknie ubrana, w stylowych sandałach. Jej pierwsza reakcja na piach, wyboisty trawnik i drzazgi była… no, widać było niepewność i dystans w jej oczach. Nie minęła godzina, a siedziała wyluzowana na zakurzonym leżaku i z przejęciem słuchała opowieści zdyszanych córek o budowaniu drewnianej bazy. Bowiem wszystkie konstrukcje, które nie przekraczają dwóch metrów zbudowane są samodzielnie przez dzieci.
Chociaż Rezerwat znajduje się w centrum miasta, zupełnie tego nie czuć. Jest bardzo zielono, przestronnie, cicho i stosunkowo pusto. To było kolejne zaskoczenie. Była ciepła, leniwa, wakacyjna sobota. Jadąc do Rezerwatu byliśmy przekonani, że na miejscu zastaniemy pół Lublina. A w pierwszej chwili pomyślałam, że być może jest nieczynne, bo nie było widać żadnych ludzi.
Ludzie, owszem, byli, ukryci w bazach i hamakach, lecz biorąc pod uwagę unikatowość tego miejsca, aż dziw bierze, że nadal pozostaje ono takie… dzikie.
Zabierzcie ze sobą
Szczególnie w części przeznaczonej dla starszych dzieci najbezpieczniejsze będą buty z zakrytymi palcami. Nie zapomnijcie o nakryciu głowy, wodzie, przekąskach.
Przed wejściem zapoznajcie się z przygotowanym przez organizatorów Niezbędnikiem
Finanse
Wstęp do rezerwatu jest bezpłatny.
Rezerwat działa dzięki środkom finansowym Budżetu Obywatelskiego.
Adres
ul. Dolna Panny Marii 6 i/lub 8
Ze względów pandemicznych obowiązują limity wejść.
Inne miasta?
Doszły nas słuchy, że to jedyne takie miejsce w Polsce.
Drodzy aktywiści, społecznicy, samorządowcy, animatorzy kultury – weźcie przykład ze Wschodu i przeflancujcie tę koncepcję na swój grunt. Myślę, że wyda wspaniałe owoce.
Poniżej znajdziecie więcej fotografii oraz Małą Dygresję :)
Mała Dygresja
Odwiedziliśmy nie tylko Rezerwat, poszliśmy również do Galerii Sztuczka gdzie natknęliśmy się na bardzo ciekawą i pomocną nam instalację teatralną Uwolnij Smoczka :) Problem jest nam doskonale znamy, bowiem nasz Junior kocha swój smoczek bardziej niż jakąkolwiek przytulankę. Na miejscu, w galerii, zastaliśmy Smocze Drzewo, które ułatwia rozstanie ze smoczkiem :) Usłyszeliśmy tam bardzo ciekawą opowieść, POSŁUCHAJCIE.
Podziękowania
Bardzo dziękujemy Pani Lizie Szczęśliwej z Galerii Sztuczka, która przyjechała do nas z własnego domu, aby naprawić awarię dźwiękową i umożliwić nam wysłuchanie historii. Dziękujemy za bardzo miłą rozmowę oraz informacje o Rezerwacie Dzikich Dzieci.
Liza Szczęśliwa jest autorką koncepcji drzewa oraz tekstu o pożegnaniu ze smoczkiem. Jest również jedną z pomysłodawczyń Rezerwatu Dzikich Dzieci.
Tak ciekawie Pani opisała i sfotografowała to miejsce, że aż by się chciało już teraz rzucić wszystko i jednocześnie rzucić się w wir szalonej, beztroskiej zabawy z dziećmi. Jak dla mnie to cały Świat powinien być takim rezerwatem. Wszak dziki to nie zdziczały. Dziękuję wybierzemy się!
Wspaniały pomysł! Rzeczywiście wart naśladowania. Wreszcie można się wybrudzić, wybiegać i swobodnie bawić bez zakazów i stresu rodziców. Można się bawić bez smartfona i telewizji. Takie proste a nikt na to nie wpadł! Każdy z nas ma w domu starą Franię, zbędny hamak , parę desek. O błoto też nie trudno. Udostępniam młodszym koleżankom, może któraś skorzysta!