Zazwyczaj stosuję taki podział: ciepłe miesiące to czas, który najlepiej spędzać na zewnątrz. Niech dzieciaki biegają i łapią witaminę D. Chłodne miesiące, owszem, warto wykorzystać na krótki spacer na mrozie, hartujmy dzieci. Lecz gdy za oknem jest szaro, są to dla mnie najlepsze dni na prace plastyczne. Wtedy się wyciszamy, skupiamy, malujemy.
Ostatnio postanowiłam jednak złamać swoje przyzwyczajenia.
A jakie jest najlepsze połączenie lata i prac plastycznych? Plener malarski :)
Z plenerem oczywiście mogą kojarzyć się sztalugi. Nie mamy sztalug, zresztą, nie jestem pewna, czy mają one sens przy małych dzieciach.
(Starzy wyjadacze mogą pominąć poniższy fragment). Jeśli do tej pory nie mieliście do czynienia ze sztalugami, a chcielibyście spróbować, pamiętajcie proszę, że przy sztalugach stoimy lub siedzimy na wysokich stołkach. Zależy w jakim wieku macie dzieci, zastanówcie się, czy taka pozycja będzie dla nich komfortowa. Sztalugi są najlepsze do dużych formatów. Pamiętajcie też proszę, że podczas takiego rysowania/malowania ręka “wisi” w powietrzu, nie może być oparta o stół, co może, po dłuższym czasie powodować drętwienie rąk. No i sztaluga przydaje się wtedy, gdy patrzysz na modela lub pejzaż, które są Twoją inspiracją.
Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki, zdecydowałam, że odpuszczamy sobie zakup sztalug, nasz plener będzie siedzący, a jako podpórkę wykorzystamy drzewa z sadu dziadków :)
Żeby jednak poczuć smak wyjątkowości, zaopatrzyliśmy się w podobrazia, palety oraz wykorzystaliśmy… brokatowe farbki, aby nadać tej chwili szczególny blask :) Brokat bardzo fajnie błyszczał w słońcu, co moim małym artystom dawało sporo radości. Tradycyjnie, wykorzystaliśmy kubek, z którego nie wylewa się woda.
Pozostaje kwestia pędzli. Kiedyś kupiłam chłopakom kolorowe pędzelki. To niestety był błąd, który zauważyłam dopiero teraz, gdy malowali na formacie większym niż zwykle. Dobierali sobie pędzle pod kątem koloru rączki, zupełnie ignorując rozmiar pędzla. Starszak nie chciał słyszeć o tym, że jeśli chce zamalować większe powierzchnie, będzie mu wygodniej, jeśli użyje szerszego pędzla. On chciał malować niebieskim pędzlem i już. Wiem, że to drobiazg, ale myślę, że pędzle jednak powinny mieć jednolite kolorystycznie rączki :)
Dziecięca twórczość plastyczna dzieli się na taką, w której jest jakiś “przepis” osoby dorosłej: od początku znamy cel, wiemy, jaki efekt chcemy osiągnąć. Drugi typ twórczości to swobodna ekspresja. Szczerze mówiąc myślę, że to ona daje dzieciom znacznie więcej radości oraz, że ostatecznie w ten sposób uczą się dużo więcej. Wiem, że dzieci są bardzo różne. Bazując jednak na moich obserwacjach, uważam, że gdy dzieci działają bez ingerencji dorosłych, znacznie dłużej są w stanie skupić uwagę, chętniej wracają do danej aktywności, nie boją się eksperymentować. Proponujmy im działania na miarę ich możliwości manualnych, właśnie dlatego, aby mogły być swobodne.
Zazwyczaj, gdy moje dzieci robiły jakieś prace plastyczne, papieru nie brakowało, mogły szaleć, zmieniać, rysować pięć wariantów tego samego itp, itd, etc. Tym razem podobrazi mieliśmy tylko kilka sztuk, więc nie mogliśmy co chwilę startować z nowym pomysłem. Ciekawą rzecz zaobserwowałam u Juniora. Taka sytuacja nie zniechęcała go. Po prostu zamalowywał kolejne obrazki na tym samym płótnie. W efekcie powstała sztuka wielowarstwowa w dosłownym tego słowa znaczeniu. Spójrzcie poniżej. Obraz roboczo jest zwany Czereśnią.
Malowanie farbami ma tę przepiękną cechę, że możesz samodzielnie stworzyć tysiące kolorów. Nie musisz mieć żadnych szczególnych umiejętności. Nie dadzą ci tego kredki ani pastele. Nawet bardzo malutkie dziecko, które ledwo trzyma pędzelek, ma moc tworzenia za pomocą farb, fantastycznych barw. I to jest w zasadzie sedno sprawy. Mam na koncie sporo błędów, typu upomnienia: “uważaj na kolor farbek na palecie, gdy włożysz ten granatowy pędzelek w czerwoną farbę, to ona zaraz przestanie być czerwona”. I niech przestanie. Nie ma sensu stresować się tym. Dla dziecka nie jest ważny efekt, tylko sam proces i to, co spotyka go i powstaje po drodze. Niech sobie miesza te kolory.
Proces, o którym pisałam powyżej, minie u dziecka. Im będzie starsze, tym będzie mniej abstrakcyjne w zakresie formy. Będzie za to abstrakcyjne pod względem treści. Uwielbiam, gdy dzieci opowiadają o tym, co namalowały na obrazkach :) Swoją drogą, zwróćcie uwagę, jak zmienia się sposób malowania u Waszych dzieci.
Pomiędzy moimi chłopakami jest różnica dwóch lat i trzech miesięcy, a jak różne są ich prace.
A tak przy okazji – policzcie ile razy w tygodniu Wasze pociechy spędzają czas na pracach plastycznych? A Wy? Ile razy? Skąd bierze się ta ogromna dysproporcja? Może właśnie w ten sposób warto spędzać wolny czas?
W czasie pleneru wykorzystaliśmy farbki plakatowe Bambino, marki, która od wielu lat działa w Polsce :)
PS. Ostatnio słuchałam fantastycznego wykładu na temat kreatywności i jej miejsca w procesie szkolnej edukacji. Zachęcam, wysłuchajcie w wolnej chwili.
Przepiękne zdjęcia! nasycone kolorem i emocjami, świetnie oddają klimat prac Pani Dzieci :) jeden z obrazów przypomina mi Pollocka;) śledzę uważnie Pani działania z dziećmi i inspiracje, które zamieszcza Pani na blogu, już nie mogę się doczekać co się będzie działo u Was jesienią ;) a może coś dla dorosłych i dzieci razem? jestem chętna!