Gdybym miała podać jedną rzecz-zabawkę, bez której za bardzo nie wyobrażam sobie dzieciństwa moich maluchów, byłby to królik. Myślę, że moje dzieci bez problemu zgodziłyby się z tym stwierdzeniem.
Plastikowe, chińskie „grajotko” o świecących pastelowymi kolorami uszach. W czasach, gdy nie byłam jeszcze mamą, nie uwierzyłabym, że możliwe jest tak silne przywiązanie do gadżetów, bez których radziły sobie setki pokoleń oraz, bez których nadal z powodzeniem radzą sobie miliony rodzin na całym świecie.
Królik nie jest szczególnie ładny. Jest jednak na swój sposób genialny, więc pal sześć jego wygląd. Królik odtwarza dźwięki, i to jest cała filozofia. To schowany we wstrząsoodpornej obudowie głośnik, mikrofon i dysk zewnętrzny – doskonałe i proste w obsłudze narzędzie, które możemy różnorodnie wykorzystać, przede wszystkim do rozbudzenia literackiej pasji u dziecka, które nie potrafi jeszcze czytać. Bo królik to dziesiątki godzin wgranych przez nas audiobooków. Urządzenie oczywiście nie powinno zastąpić rodzica czytającego dziecku – ja to uwielbiam, ale mam też swoje ograniczenia – w pewnym momencie po prostu chrypnę albo niestety muszę z prozaicznych powodów skończyć, aby np. ugotować obiad. Jedynym ograniczeniem królika jest to, że gdy wyczerpie mu się bateria, to trzeba go, niczym telefon komórkowy, naładować.
Akcja promująca czytelnictwo wśród dzieci „Cała Polska czyta dzieciom” zachęca, aby czytać dziecku co najmniej 20 minut dziennie, codziennie. Dzięki królikowi dziecko jest wręcz zanurzone w świat słów, opowieści, ale także towarzyszącej często audiobookom muzyki. Z doświadczenia widzę, że dzieci to chłoną i chcą słuchać znacznie dłużej niż 20 minut, słuchają niekiedy godzinami.
Audiobooki bardzo polecam, gdyż widzę co dzieje się z moim czteroipółlatkiem, który jeszcze nie umiał samodzielnie siedzieć, a już bacznie słuchał opowieści. Nie miał w zasadzie wyboru, po prostu mu je włączaliśmy, a on nigdy nie protestował. Królika kupili mu dziadkowie, gdy miał kilka miesięcy i od tego czasu regularnie odtwarzaliśmy małemu bajki i piosenki, tak, aby stało się to jego codziennością. Uwierzcie mi, że nie jest moim celem chwalenie się. Gdy pani z przedszkola synka, która ma przecież wieloletnie doświadczenie i widzi mnóstwo dzieci, powiedziała, że mały „zasób słownictwa i możliwości słowotwórcze ma ogromne”, jasne było dla mnie, jak to się stało.
O konkretnych książkach dla dzieci w wersji audio, które przetestowaliśmy na własnej skórze, a w zasadzie uszach, oraz wielu korzyściach z nich płynących, piszę szerzej w kategorii “książki i audiobooki”. Wróćmy jednak do samego sprzętu, który ich słuchanie czyni tak przyjemnym.
Królik jest lekki, niewielki, mobilny, więc towarzyszy naszym dzieciom na spacerach, w łóżku przed snem, podczas prac, które wymagają skupienia – np. podczas rysowania lub nawet podczas jedzenia. Gdy moje małe towarzystwo jest akurat w ferworze zabawy i ani myśli przyjść do stołu na kolację, to gdy włączę nieopodal królika z ciekawą bajką, to dzieci bardzo szybko na to reagują i przychodzą.
Obsługa królika jest bardzo prosta – podłączam go do komputera, zgrywam pliki, a dziecko używając zaledwie kilku przycisków przeskakuje pomiędzy trzema kanałami (bo tyle ich jest w naszej bardzo już wiekowej wersji) lub wybiera pliki „poprzedni – kolejny”. Kanały, którym odpowiadają foldery na karcie micro sd, podzieliliśmy na muzykę, audiobooki, których słuchamy w ciągu dnia oraz audiobooki, które służą usypianiu dzieci, gdyż przeczytane są w spokojny, wyciszający sposób.
Królika cechuje doskonały w moim odczuciu dźwięk (podkreślam jednak, że jestem laikiem, nie wiem wiele o sprzętach audio).
Środowisko, w których funkcjonują takie króliki jest specyficzne. Dzieci rzucają nimi, króliki upadają niechcący, bywają zgniatane. Skłamałabym mówiąc, że królik jest niezniszczalny. Nasz ma około czterech lat, ale pomimo bardzo intensywnej, codziennej eksploatacji, nadal ma się dobrze. Tworzywo, z którego jest wykonany, jest naprawdę w porządku. Jeśli coś może ulegać awarii to, przy naprawdę porządnych upadkach, przemieszcza się karta sd wewnątrz królika. Wystarczy jednak zrobić jej reset (o czym szczegółowo informuje obsługa techniczna urządzenia) i królik wraca do dawnej formy.
Wiem, że dzieci mają bardzo różne upodobania. Może u nas królik zadziałał tak dobrze, bo starszak słuchał go niemal od narodzin? A może to jest po prostu magia literatury w jej najbardziej pierwotnej, mówionej formie?
Wiecej informacji znajdziesz TU.
Nie znałam tego! Nasze dzieci uwielbiają słuchać muzyki i bajek, dużą radość sprawia im to, że same mogą wybrać, czego posłuchamy. Mają swój odtwarzacz , ale zabawy z otwieraniem i wyjmowaniem płyt kończy się tym, że wszystkie są po niedługim czasie porysowane – i przestają grać. MP3 też najmłodsza namiętnie wyjmuje. Królik to wspaniała alternatywa. Dzięki za wpis
Cała przyjemność po mojej stronie, cieszę się, że pomysł z królikiem się spodobał. U nas to rozwiązanie bardzo dobrze działa :)
Królik jest rzeczywiście wspaniały. Doskonała, jak na taką zabawkę jakość dźwięku! Może służyć jako usypianka. Zmieniające się barwy króliczych uszu, miła muzyka wyciszają rozbrykane dzieciaki, umilają długą podróż samochodem. Dobrze, że o nim napisałaś. To dość niszowa zabawka, może nie wszystkie mamy o niej wiedzą. Pozdrawiam, gratuluję pomysłu.
Dziękuję za ten głos :)